Central Park

Nazywany Oazą Zielenii w Nowym Jorku. Położony jest w centrum Manhattanu, między Aleją Central Park South (nazwa 59 ulicy na styku z Central Parkiem) od strony południowej a 110 ulicą od strony północnej oraz pomiędzy Piątą Aleją na wschodzie i Aleją Central Park West (przedłużenie Ósmej Alei) na zachodzie. Zajmuje 843 akry powierzchni (341 ha).

Park utworzony został w stylu angielskim. Posiada wiele łąk i kilkanaście wzgórz, co w połączeniu z wieloma ścianami drzew sprawia, że człowiek niemal nie słyszy dźwięków miasta.



Park zagospodarowany jest atrakcyjnie pod względem sportowym i wypoczynkowym, dostępne są place zabaw dla dzieci. Znajduje się tu także wiele rzeźb oraz nowojorskie zoo. Spośród kilkudziesięciu pomników najokazalszym i największym jest monument króla Władysława Jagiełły ustawiony w 1945 po wschodniej stronie Żółwiowego Stawu (Turtle Pond).

------------------------

Po zmroku Central Park pustoszał. O tej porze miasto wypluwało wszystkie męty, jakie skrywa w swoich wnętrznościach. Mimo to dalej można było spotkać pary spacerujące w świetle księżyca, czy pojedynczych biegaczy, uzbrojonych w gaz pieprzowy i kilka lekcji karate. Uważających się za panów własnego życia, którym niestraszne spotkania z nieprzyjemnymi typami w miejscach, gdzie światło latarni nie sięga.
Wśród tworzących nocne życie parku był pewien mężczyzna ubrany w czarny płaszcz sięgający po kolana. Chociaż lekko się garbił, jego postura i zdecydowany, chociaż raczej spacerowy, krok zdradzały, że nie jest to kolejny spacerowicz. Gdyby tylko mijający go ludzie wiedzieli, że pod tym płaszczem ma maczetę i dwa zmodyfikowane pistolety Bren Ten z systemem zmniejszającym siłę odrzutu, od razu wiedzieliby, kim jest nieznajomy. Nieznajomy, który dzisiaj postanowił zapolować na myśliwych w samym sercu nowojorskiej dżungli.

Punisher nie miał żadnego planu. Nie wiedział nic o żadnej dużej transakcji, czy o seryjnym mordercy grasującym po terenie. Dzisiaj po prostu chciał zapolować na płotki. Drobnych dealerów, zwykłych bandytów. I oni zasłużyli na karę. A w parku się od nich aż roi.

Frank skręcił w jedną z bocznych ścieżek dla biegaczy. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać.

Central Park, jak to dobrze Frank określił był wylęgarnią wszystkich drobnych przestępców. Był domem dla każdego, kto nie został dopuszczony do koryta grubszych rybek. Znajdowali się tutaj najczęściej narkomani, którzy albo się zaćpali, albo dostali kosę od dealera za próbę wymuszenia kolejnej dawki dragów na kreskę. Byli też drobni złodzieje kradnący torebki lub skinheadzi, którzy czasem obijali co po niektóre osoby. Dzisiejsza noc wydawała się troszkę spokojniejsza, jednak jak Frank dobrze wiedział, takie dni są ciszą przed burzą. Dzisiaj było jakoś tak... dziwnie. Jakby te wszystkie płotki gdzieś zniknęły bez śladu. Już powinien widzieć ze 3 próby gwałtu i napadu, a tutaj nic. Ani widu ani słychu, null, 0, absolutna cisza w sprawie płotek. Wtem ktoś z oddali zaczął krzyczeć i słychać było strzały z pół automatycznego pistoletu. Odległość jakieś 500 metrów, gdzieś od strony fontanny. Ludzie będący obok odwrócili się odruchowo i zaczęli oddalać się jak najdalej. To będzie długa noc...